poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Rozdział 5 -Kocham Cię braciszku.


-No Niki! Jak możesz? Co ty sobie wyobrażasz? Że kim ty jesteś ? Że niby co ? Nie ma! Zabiłaś ją! Zabiłaś moją marchewkę jak mogłaś ? –Lou się rozpłakał a po chwili upadł .
-Jezus ! Louis! –Ania próbowała go ocucić krzykiem jednak to nic nie dało.
-Przeniesiemy go na kanapę chłopaki- Zarządził Zayn. Tak jak mówił , tak też zrobili .
Postanowiliśmy zadzwonić po karetkę. Ania siedziała cała we łzach trzymając Lou za rękę, Nicola próbowała ją uspokoić, Niall chodził w kółko, Zayn nerwowo poprawiał włosy, Olga cała się trzęsła z nerwów, Liam dzwonił, A ja siedziałam i przytulałam się do Harrego. Oboje tak jak Ania płakaliśmy.
Po 15 minutach byliśmy w szpitalu. Gdy lekarz powiedział, że możemy wchodzić po 2 osoby, szybko poderwaliśmy się do góry. Do pokoju weszła Ania, przytulona przez Hazzę. Gdy mój chłopak wyszedł był cały zalany łzami. Powiedział mi tylko:
-Idź zobacz jak on wyg….wygll….wyglada….
Tak jak mówił tak zrobiłam.  Weszłam ostrożnie do Sali to co zobaczyłam przypomniało moje najgorsze chwile. Mianowicie zobaczyłam białą salę, łóżko, pełno maszyn, respirator i Lou, który był do niego podłączony. Wyglądał jak mój tata. Bałam się o niego, bo mój tata z takiego stanu nie wyszedł. Za dużo wspomnień, wyszłam z Sali płacząc jak dziecko. Przed opuszczeniem powieszczenia powiedziałam cicho
-Nie zostawiaj jej. Kocham Cię braciszku.
Gdy wyszłam Harry od razu mnie przytulił . Około godziny 2 w nocy pojechaliśmy do domu się wyspać.
*Rano*
Od razu po śniadaniu ubrałyśmy się, ja założyłam to : http://www.ubiore.pl/style/70291/?action=save
Pędem ruszyliśmy do szpitala. Gdy wychodziliśmy Harry złapał mnie za rękę i powiedział :
-My idziemy gdzie indziej , tam nic nie pomożemy, a musimy pogadać.
-Yhym –przytaknęłam mu lekko wystraszona.  
Chłopak chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę parku. Było cicho, słyszałam tylko śpiew ptaków.
-Ej słonko….dlaczego wczoraj nawet nie podeszłaś do Lou ? A już płakałaś ? Coś się stało ? Boję się o Ciebie. Od wczoraj się nie uśmiechnęłaś, nic nie jesz, w nocy płakałaś, słyszałem. Powiesz mi ? – Cisze przerwał Hazz przytulając mnie.
Przytuliłam go mocno i znów się rozkleiłam.
-Pojedziemy do domu opowiem Ci . –Wydukałam .
Tak jak prosiłam pojechaliśmy do domu, do miejsca gdzie czuła się bezpieczna.
-Chodź na górę myszko- znów Harry przemówił całując mnie w czoło.
Usiedliśmy na łóżku, wtuliłam się w Hazzę i zaczęłam opowieść.
-Trzy miesiące temu wracałam od koleżanki u której nocowałam do pracy moich rodziców. Po skończeniu jej pojechaliśmy do domu. W ten dzień tata miał robić dach. Po drodze zgarnęliśmy mojego kuzyna i jego dziewczyne. Olek był wtedy w domu. Gdy przyjechaliśmy tata chciał odpalić Quada Olkowi. Ale noga mu zdrętwiała i twarz skrzywiła. Dostał udaru. Gdy przyjechało pogotowie, pojechaliśmy do szpitala. Okazało się że miał krwiaka w pniu mózgu, wylewowy udar i obrzęk wokół tego krwiaka. Leżał tak dwa tygodnie pod respiratorem. Równo dwa tygodnie później 28 stycznia gdy kończył 39 i pół lat życia , zmarł. Trzymałam go wtedy za rękę Olo też. Pamiętam tylko że krzyczałam, że powtarzałam jak go kocham i jak go potrzebuje. Że ma nas nie zostawiać. Wtedy u Olu te respiratory… Wszystko wróciło-Nie mogłam dalej mówić, rozpadłąm się w środku na miliony kawałków.
-Csiiiii… już nic nie mów . Przepraszam Cię słonko, że pytałem. –Pocałował  mnie w czubek głowy cały czas przytulając. – Masz mnie pamiętaj o tym. Roxi Kocham Cię.
-Harry powiedziałeś to. Ja ciebie też.
Pocałowaliśmy się chwile płakałam, zasnęłam.
*godzina 19*
-Miśka , miśka wstawaj! Są wieści o Lou. –powiedział Hazza ze łzami w oczach.
Widząc go w tym stanie wiedziałam, ze coś jest nie tak. Szybko poderwałąm się do góry
-Hazza kochanie! Co się z nim dzieje?
-Potrzebny mu przeszczep szpiku i to w ciągu 2 dni.
-Na co czekamy ? DO SZPITALA NA BADANIA.
Wybiegliśmy z domu
*W szpitalu*
-I co robiliście badania?
-Tak nikt nie może –powiedział Liam.
-Idziemy Harry!
Weszliśmy do Sali i porobiliśmy wszystkie potrzebne badania.
-Panie doktorze mogę ? –spytał mój chłopak, zawiedziony doktor tylko pokręcił przecząco głową.
-A ja?
-Ty panienko. Ty panienko możesz go uratować.
Czeka mnie decyzja…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz